Established 1999

SZTUKA MANIPULACJI

31 maj 2012

Zupa na gwoździu - 3.06

Taktyki nęcenia i wręcz naciągania zwykle zawierają w sobie swoisty efekt kumulacji. Uzależnianie innych opiera się na stopniowaniu bodźców, na dozowaniu przynęty – pisze profesor Mirosław Karwat.

Narastanie zależności nie jest dostrzegane dzięki rozłożeniu na raty realizacji pewnego ukrytego zamiaru. Eskalacja przynęty na przemian z natrętnym nawet naciskiem umożliwia niepostrzeżone przemycenie czegoś, co od razu i w całości byłoby nie do przyjęcia. Przypomina to przemycenie karabinu w częściach po to, aby z czasem niezawodnie  złożyć go w całość.


Poglądowy wykład takiej eskalacyjnej taktyki forsowania zamiarów i planów za pośrednictwem dozowania przynęty zawiera znany wiersz Aleksandra Fredry pt. Cygan i baba.


Mówią ludzie, że przed laty


Cygan wszedł do wiejskiej chaty,


Skłonił się babie u progu


I powitawszy ją w Bogu


Prosił, by tak dobrą była


I przy ogniu pozwoliła


Z gwoździa zgotować wieczerzę –


I gwóźdź długi w rękę bierze.


Z gwoździa zgotować wieczerzę!


To potrawą całkiem nową!


Baba trochę wstrząsła głową,


Ale baba jest ciekawa,


Co to będzie za przyprawa;


W garnek zatem wody wlewa


I do ognia kładzie drzewa.


Cygan włożył gwóźdź powoli


I garsteczkę prosi soli.


     Hej, mamuniu – do niej rzecze


     Łyżka masła by się zdała.


Niecierpliwość babę piecze,


Łyżkę masła w garnek wkłada;


Potem Cygan jej powiada:


     Hej, mamuniu, czy tam w chacie


     Krup garsteczki wy nie macie? –


A baba już niecierpliwa,


Końca, końca tylko chciwa,


Garścią krupy w garnek wkłada.


Cygan wtenczas czas swój zgadł,


Gwóźdź wydobył, kaszę zjadł.


Potem baba przysięgała,


Niezachwiana w swojej wierze,


Że na swe oczy widziała,


Jak z gwoździa zrobił wieczerzę. (…)


 


Gwoli poprawności politycznej zauważymy, że utwór odwołuje się do stereotypu Cygana, że „cyganić” równie dobrze może cwaniaczek-Polak, Żyd czy Amerykanin; nie przypadkiem więc – w intencji zerwania z tym stereotypem – zastępuje się dziś to określenie słowem ‘Rom’. Ta poprawka w niczym jednak nie podważa uniwersalnej wartości poznawczej wiersza – jako modelu skutecznego „wkradania się w łaskę” partnera potencjalnie nieufnego i opornego.


Istotę tego mechanizmu (wciągania w tryby, dokręcania śruby, owijania wokół palca itp.) dobrze odsłania krok po kroku rozbiór wiersza przeprowadzony przez filologa, Mariana Ursela w jego rozprawce zamieszczonej w autorskim zbiorze: Fredrowskie teatralizacje. Studia i szkice, Wrocław 1994.


Trafnie określony jest charakter roli, w jakiej występuje tytułowy chytrusek:  


Przypomina on prestygitatora, który pragnie oszołomić widow­nię, odwrócić jej uwagę od tajników technicznych własnego warszta­tu. [Ursel, s. 28]


Mamy tu do czynienia z nader sugestywną autoprezentacją i taktyką rozbrajania drugiej strony już w punkcie wyjścia. Sposób działania jest tu analogiczny  jak typowy schemat wtargnięcia domokrążnego sprzedawcy towarów lub usług, „zagadania” i błyskawicznego przekształcenia zaskoczonego oraz usidlonego rozmówcy w klienta. W literaturze z zakresu psychotechniki i socjotechniki określane jest to metaforycznie jako „stopa w drzwiach”.


Fredrowski Cygan łączy w sobie więcej talentów: to prestygitator, aktor i mim w jednej osobie. Potokowi słów towarzyszy okrągła ge­stykulacja i stosowna mimika twarzy, a wszystko to dzieje się „u proga” chaty. Prawdziwy teatr dziwów przy kuchennym ogniu jeszcze się nie zaczął, jeszcze nie nadszedł nań czas właściwy. Cygan jest świetnym, praktycznym znawcą psychiki ludzkiej. Robi i mówi tylko to, co pozwoli mu obłaskawić kobietę, uśpić jej czujność i nieufność, jaką zrodziło jego wejście. Skoordynowanymi i wszechstronnymi działaniami wyprzedza i uprzedza wątpliwości baby, nie dopuszcza jej do głosu, aby wcześniej móc ją do siebie przekonać i życzliwie nastawić. Świadomie i w pełni celowo teatralizuje swe zachowanie. [Ursel, s. 28]


Pierwszy krok do sukcesu – to wymuszenie własną grzecznością cudzej wzajemnej grzeczności, która nakazuje wysłuchać, a uniemożliwia uniknięcie dalszego kontaktu.


Skłonił się babie u progu – Już od początku chce Cygan zrobić dobre wrażenie przez okazanie należnego szacunku gospodyni domu, w którym się znalazł.


u progu – podkreślony zostaje szacunek, jaki okazuje Cygan babie, uznający ją za gospodynię domu i oczekujący na jej zaproszenie. Ale mówiąc też inaczej, czyni tak, gdyż nie chce on „spłoszyć” kobiety swym zbyt pewnym zachowaniem. [Ursel, s. 28]


Pozornie oczywiste jest takie taktowne, kulturalne „wejście” oparte na zasadzie „nie wchodzę bez zaproszenia” (choć w rzeczywistości się wpraszam). W istocie jednak to rytualne podkreślenie, że nieproszony wizytant pamięta, kto tu jest gospodarzem, a kto gościem, jest dla gospodarza pierwszą pułapką: mianowicie wymuszeniem roli gościa (zaproszonego). 


Powitawszy ją w Bogu – to nawiązanie do staropolskiej jeszcze for­muły powitania (a także pożegnania). Wykorzystuje ją Cygan, aby uspokoić babę, a zarazem zaskarbić jej przychylność, jakby w myśl porzekadła: „Gość w dom, Bóg w dom”. To również próba zjednania kobiety przez wykazanie, że wierzą we wspólnego Boga. Jest to istot­ne, gdyż posądzano Cyganów m. in. o konszachty z diabłem lub areligijność. [Ursel, s. 29]


Zatem, zgodnie z powszechnie obowiązującą w stosunkach między ludźmi regułą wzajemności (nakazem odwzajemnienia) gość okazujący pobożność zasługuje na potraktowanie „po bożemu”, czyli przychylne, życzliwe.


Prosił by tak dobrą była i […] pozwoliła – wprowadzenie tu tak wy­szukanej formuły grzecznościowej jest celowe. W „relacji” Fredry ma wzmacniać charakterystykę działań sprytnego Cygana. W sposób wyszukany, niezwykle uprzejmy prosi babę. [Ursel, s. 29]


Ton prośby – to więcej niż grzeczność, to demonstracja pokory, która schlebia odbiorcy, gdyż podkreśla, że wszystko zależy od jego woli, a nawet, że ma w swoich rękach pewną władzę nad niespodziewanym gościem.


Ale, prosi o co? O jedze­nie? O wsparcie?


Z gwoździa zgotować wieczerzeotóż to! Tutaj osiągnięty jest efekt pełnego zaskoczenia. Cygan prosi t y l k o, by mógł zgotować strawę z gwoździa. Jest to prośba nieoczekiwana i niecodzienna. Powinna usunąć resztę ewentualnych podejrzeń /np. o żebraninę lub próbę sprzedania czegoś –  M.K./. Wszak po krótkiej, ale nader efektownej pauzie – Cygan jakby zastyga na chwilę w bezruchu i mil­czeniu – wydobywa gwóźdź, z którego chce zrobić wieczerzę. I to ma być właśnie decydujący argument, ale i swoisty test, czy zabiegi Cy­gana zdołały zaskoczyć i dostatecznie zaciekawić babę.  [Ursel, s. 29]


Efekt zaskoczenia, który już sam w sobie potencjalnie rozbraja możliwy opór, odmowę, błyskawicznie przerasta w efekt zaciekawienia, wręcz zaintrygowania. A ten, kto jest ciekaw, ma powód do przedłużenia kontaktu.


ciekawa – to główna cecha charakteru baby. Dzięki też temu plan Cygana powiedzie się.


Co to będzie za przyprawa; – zdanie to ma częściowo walor zdania pytającego. Ciekawość baby jako główny z rysów jej charakteru spra­wia, że teraz całe zainteresowanie skupia się na przedmiocie – świa­domie podsuniętym przez sprytnego Cygana – który wbrew dotych­czasowemu doświadczeniu życiowemu kobiety stać się ma na jej oczach główną przyprawą do przygotowania strawy. [Ursel, s. 29]


W rzeczy samej: od kiedy to gwóźdź służy do gotowania i nadawania smaku? Pierwszy, poniekąd naturalny, opór zostaje przełamany: gospodyni pozwala gościowi gospodarzyć we własnej kuchni. 


W garnek zatem wody wlewa


I do ognia kładzie drzewa.


 


A skąd wziął garnek, wodę i drzewo? Przecież nie przyniósł ich ze sobą. Ugotuje sobie zupę na jej ogniu. 


Cygan włożył gwóźdź powoli


I garsteczkę prosi soli.


‚Włożył powoli – Cygan wyraźnie celebruje tę czynność. Czyni to „powoli” ze swoistym namaszczeniem, bo to wszak „dziwna przy­prawa”. Przedmiot magiczny, który tutaj jest najważniejszy. [Ursel, s. 31]


Rytualizacja działania służy temu, aby wyłączyć je z reguł powszednich, oderwać od czysto technicznych kryteriów; aby nadać mu sens wyższy, najlepiej przerastający wyobraźnię świadka. Gotowanie i przyprawianie zupy to czynność banalna i rutynowa, ale nie takiej zupy; ten eksperyment musi mieć dla gospodyni posmak zagadki, tajemnicy, niemal mistyki. Jej gość ma być nie kucharzem na gościnnych występach w jej kuchni, lecz mistrzem mistycznej ceremonii, charyzmatycznym szamanem. 


I garsteczkę prosi soli – spójnik „i” uwypukla naturalność prośby. Zresztą nie sól jest ważna, potrzebuje jej Cygan ledwie „garsteczkę”. Ta deminutywna forma /zdrobnienie – M.K./ ma jeszcze bardziej, z pełną premedytacją, podkreślić błahość prośby, błahe znaczenie soli dla cygańskiego go­towania. [Ursel, s. 31]


Bo czymże jest taki drobiazg, garsteczka konkretu-soli wobec tej wciąż jeszcze nieogarnionej, intrygującej całości? Gospodyni pospieszy się z tą garsteczką, byle posunąć się dalej, jak telewidz – odbiorca serialu, spragniony jak najszybszej kontynuacji, zniecierpliwiony każdą przerwą.


Wszystko to ma, oczywiście, ukryty cel psychologiczny: utrzymać babę w nieświadomości, nie wzbudzić jakichkolwiek u niej podejrzeń czy choćby cienia wątpliwości. Jest to wreszcie praktyczny sprawdzian, czy „współpraca” baby nie ograniczy się przypadkiem tylko do udostępnienia kuchni i garnka z wodą. Stąd więc minimalizm tej pierwszej, konkretnej prośby.  [Ursel, s. 31-32]


– Hej, mamuniu – do niej rzecze


– Łyżka masła by się zdała. –


  Hej, mamuniu – nie ma tu już tonu pokornej prośby. Wykrzyk­nik „Hej” zwrócony do baby jest swoistym przynagleniem. Jednak kategoryczność wezwania i mogąca się przez zastosowanie wykrzyk­nika kojarzyć z tym zbytnia poufałość wobec kobiety, stonowana jest użyciem zdrobnienia „mamuniu”. Ono to nadaje ton wypowiedzi familiarnej i wzajemnego porozumienia. [Ursel, s. 32]


Na tym właśnie polega sztuka sterowania ludźmi formalnie niepodlegającymi naszej władzy: wymagania i rozkazy oprawione w ramy pokornej prośby, hołdu. Zaś spoufalenie, które wydaje się formą zrównania, okazuje się zakamuflowanym zdominowaniem. 


Łyżka masła by sie zdała – ton zdania żądającego jest także osła­biony przez użycie orzeczenia w trybie przypuszczającym („by się zdała”), co jest przykładem często stosowanego sposobu łagodzenia wymowy i intencji formułowanych przez wypowiadającego (żąda­nie, rozkaz). [Ursel, s. 32]


Tryb warunkowy i hipotetyczny skutecznie też sugeruje, że ten następny dodatek to po prostu naturalna kolej rzeczy (bo cóż to byłaby za zupa – bez tłuszczu?), a nie kolejny krok w zaplanowanym poszerzaniu przyczółka dla inwazji.  


Niecierpliwość babę piecze,


Łyżkę masła w garnek wkłada;


Baba nie tylko jest ciekawa i głupia, ale – na swoje nieszczęście, a pożytek Cygana – również niecierpliwa w stopniu najwyższym. „Niecierpliwość piecze” jest nawiązaniem do tradycyjnego zwrotu: „Pali ciekawość”. Niecierpliwość baby sprawia, że spełnia ona życze­nia Cygana. [Ursel, s. 32]


Nie może się doczekać, więc chce przyśpieszyć, a przyśpiesza własnym udziałem. 


Potem Cygan jej powiada:


– Hej, mamuniu, czy tam w chacie


Krup garsteczki wy nie macie? –


Potem – przysłówek ten sugeruje z reguły następstwo po spełnieniu jakiegoś wcześniejszego warunku, czynności lub wystąpieniu określonej sytuacji. Skoro Cygan otrzymał już sól i masło, logicznym następ­stwem jest kolejna prośba-żądanie. Tyle, że tym razem najważniejsza. [Ursel, s. 32-33]


Na razie gość ma do spożycia posoloną wodę zaprawioną tłuszczem. Czas do niej wrzucić coś konkretnego.


czy tam w chacie/Krup garsteczki wy nie macie? — jest to prowokacyj­ne, celowe przypuszczenie, iż być może owej „krup garsteczki” nie ma w chacie. Użyty deminutyw sugeruje, iż jest to rzekomo mało istot­ny dla Cygana drobiazg. Brak „krup garsteczki” w chacie może bu­dzić zwątpienie co do jej zasobności, stawiać w złym świetle, także we własnych oczach. Aby z tego potencjalnego podejrzenia się uwol­nić, kobieta musi zaprzeczyć czynem, dać „krup garsteczkę”.  [Ursel, s. 33]


Taka forma nacisku oparta jest nie tylko na prowokacyjnym wymuszeniu godnościowego odruchu (mam, stać mnie na to, cóż to dla mnie – taki drobiazg), ale i na praktycznym paradoksie: pozornie to tylko „wyrównanie” (dla mnie to taki sam drobiazg jak dla ciebie), a w rzeczywistości pod hasłem „bagatelka” osiągany jest posłuch jak w sprawie zasadniczej o wielkiej wadze. 


A baba już niecierpliwa,


Końca, końca tylko chciwa,


Garścią krupy w garnek wkłada.  


Końca, końca tylko chciwa – zwrot „końca chciwa” z dwukrotnym powtórzeniem członu pierwszego i powiązanie go z przysłówkiem „tylko” wskazującym na wyłączne zainteresowanie finałem, dobitnie poświadczają bezgraniczną ciekawość baby. [Ursel, s. 33]


Mamy tu do czynienia ze swoistą sublimacją popędu, podobną do psychologicznego efektu reklam. Siła ciekawości jest tak wielka, że gospodyni zachowuje się tak, jak gdyby tej zupy chciała dla siebie, i to jak najwięcej.


Garścią krupy […] wkłada – a zatem nie „garsteczkę”, jak prosił „nieśmiało” Cygan, lecz całą garścią. Chciwość końca, finału czyni z niej zgoła nieoczekiwanie szczodrą, hojnie dającą pełną garścią. [Ursel, s. 33]


Cygan wtenczas czas swój zgadł,


Gwóźdź wydobył, kaszę zjadł.


„Czas swój zgadł”: sam przytomnie uznał, że dalsza gra pozorów jest już zbędna, a także, że dalsze jej przeciąganie może przedwcześnie otrzeźwić gospodynię. Do ostatniej chwili – którą sam wybrał arbitralnie – był panem sytuacji. 


„Gwóźdź wydobył, kaszę zjadł”. Oto i puenta pierwsza: w tej zupie z gwoździa czy też na gwoździu gwóźdź był zupełnie nieistotny, a nawet niepotrzebny. Wprawdzie jako wkład do zupy nieco przypominał taką przyprawę, która ma dodać smaku, lecz której się nie jada; ale zadaniem tego gwoździa jako gwoździa właśnie bynajmniej nie było „doprawienie” zupy (optymistycznie załóżmy nawet, że był on bezsmakowy i pozbawiony zapachu, a tym bardziej, że nie był to gwóźdź zardzewiały), lecz jedynie odwrócenie uwagi i znęcenie przez wzbudzenie zaintrygowania.


A oto puenta druga:


Potem baba przysięgała,


Niezachwiana w swojej wierze,


Że na swe oczy widziała,


Jak z gwoździa zrobił wieczerzę.


Ale właśnie tak zachowują się ludzie – w roli wytwórców, konsumentów lub wyborców – którzy użyczając komuś własnego wysiłku i własnych zasobów są przekonani, że to on ich obsłużył swoją pracą i wyposażeniem, że to on ich obdarzył (tym, co sami mu ofiarowali), że to on ich zaszczycił, gdy pozwolił, by jemu przekazać i jemu przypisać to, co jest ich dziełem lub własnością. To na tej zasadzie politycy jako dysponenci i rozdzielcy dóbr publicznych, których sami nie wytworzyli, mogą uchodzić za oszczędnych gospodarzy, gdy czegoś odmawiają i za łaskawców, dobroczyńców, gdy rozdzielają i przydzielają według własnego uznania to, co ich zarządowi powierzono. 


Mirosław Karwat


 

W wydaniu nr 127, czerwiec 2012 również

  1. NIEDOBÓR TALENTÓW

    37% pracodawców nie może znaleźć pracowników - 26.06
  2. KLUB DECYDENTÓW 50 PLUS

    Pomysł startuje - 25.06
  3. KONIEC GORĄCZKI ZŁOTA

    Ratowanie blasku - 22.06
  4. RYNEK BADAŃ KLINICZNYCH

    Rośnie, ale wolno - 20.06
  5. PRZED WIZYTĄ METROPOLITY CYRYLA

    Od futbolu do miłości - 18.06
  6. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    "O karykaturze polityki"
  7. GRECKIE POŻEGNANIE

    Z EUR czy / i EURO 2012? - 15.06
  8. LEKTURY DECYDENTA

    "Miastowi" - 20.06
  9. HISZPANIA NA WIRAŻU

    Bankowa korrida - 14.06
  10. PR FORUM 2012

    Sztuka komunikacji po raz dziewiąty - 12.06
  11. OBRONA AUGUSTOWA

    Za południkiem 22 E - 11.06
  12. POLSKA - GRECJA

    Konfrontacja poza boiskiem - 8.06
  13. CZERWONA KARTKA

    Toksyczne koszulki na Euro - 6.06
  14. SPOJRZENIE POZA ZAŚCIANEK

    Gry, których nie znamy - 5.06
  15. POLACY BUDUJĄ DOMY

    Za 8,5 pełnych rocznych pensji - 5.06
  16. POLACY ŻYJĄ CHWILĄ

    Kupujemy ad hoc i nie odkładamy na emeryturę - 5.06
  17. RYNEK FARMACEUTYCZNY 2012 - 2014

    Generycznie i innowacyjnie - 4.06
  18. ZBYT ŚMIAŁE ZAPĘDY MINISTRA GOWINA

    Deregulacja czy degradacja zawodów?
  19. DZIEDZICTWO PRZEMYSŁOWE

    Wartość i atrakcja - 2.06
  20. DEBATA W "KUŹNICY"

    Czy przyszłość ma lewicę? - 3.06
  21. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 29.06 – Odruchy wymiotne
  22. SZTUKA MANIPULACJI

    Zupa na gwoździu - 3.06
  23. SIŁA POLITYKI

    Pojechać do Rygi - 29.06
  24. I CO TERAZ?

    Opaska Temidy - 22.06