Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

2 czerwiec 2013

Piątek, 28.06 – Cyniczna zagrywka

Gdy zbyt wiele problemów zagraża stabilności, najlepszym sposobem jest zawrócenie kijem Wisły.

Taką bezsensowną i cyniczną zagrywką jest sugestia, aby zmienić sposób subwencjonowania partii politycznych – z państwowego na prywatny czyli niemal dowolny. To pomysł równie bezmózgi, jak populistyczny. Demokratyczna Europa w 1993 roku rekomendowała, aby partie finansowały budżety państw. I tak się stało, za wyjątkiem Malty. W Polsce partie otrzymują rocznie 54,5 mln złotych oraz zwrot kosztów za kampanię wyborczą do parlamentu – 71 mln zł. Państwową sutą jałmużnę otrzymują ugrupowania, które uzyskały minimum 3 proc. głosów w wyborach. Przed laty to właśnie PO była orędowniczką przejrzystości w polityce i zabiegała o państwowe subwencje. Dzisiaj odwraca kota ogonem. Głupi lud to kupi, bo ten lud nie lubi, gdy znienawidzeni politycy opływają w dostatki. A mądrzy oponenci znajdą się w mniejszości. Jedno jest pewne – sposób finansowania na pewno się nie zmieni. Publika musi tylko czasowo połknąć haczyk. Do wyborów.


Czwartek, 27.06 – Cień celebrytów


Ciekawa promocja książki „Czas celebrytów. Mediatyzacja życia publicznego” autorstwa dr Małgorzaty Molędy-Zdziech miała miejsce wczoraj w Collegium Civitas. Wielowątkowa dyskusja, moderowana przez prof. Stanisława Mocka, rektora uczelni, dowiodła znaczącego wpływu celebrytów na życie społeczne, polityczne, kulturalne oraz ekonomiczne. Celebryckość stała się trwałym faktem otaczającej nas rzeczywistości. Celebryckość to stan świadomości wyrażający się w sposobie zachowań i stylu życia. Część społeczeństwa (jak duża?) śledzi prywatne aspekty (zawodowymi interesuje się mniej, gdyż mało tu sensacji i dużo niezrozumiałych treści, np. Borys Szyc gra Hamleta, ale kto to był ten na H?) życia celebrytów zapewne z zazdrością, zdając sobie sprawę, że celebrytami nigdy nie będzie. Mam tu na myśli celebrytów ogólnopolskich, którymi stali się dzięki telewizji i prasie. Chociaż…, dzisiejsza mnogość różnych mediów elektronicznych, powoduje, że każdy może zostać lokalnym (w znaczeniu niszowym, np. od makijażu lub gotowania) celebrytą. Jednak lokalny to nie globalny. Wątków celebryckości jest mnóstwo. Zwrócę uwagę na jeden – jak światli, mądrzy, inteligentni ludzie ulegają presji pokazywania się w mediach. Kilka miesięcy temu, przypadkowo, natknąłem się w jednym z kanałów telewizji na twarz Bogusława Kaczyńskiego, świetnego znawcę i objaśniacza meandrów muzyki z gatunku poważnej. Zacząłem słuchać, ale tylko przez pięć sekund, bo ciekawą wypowiedź gościa przerwał gospodarz, czyli… Kuba Wojewódzki. Nie oglądam tego programu, ale skoro jest tam Kaczyński, to posłucham. Niestety, KW nie pozwolił gościowi rozwinąć nawet jednej myśli, przerywał mu co kilka sekund, zadawał głupie pytania oparte na skojarzeniach z kultury jak najszerzej masowej. Biedny Kaczyński kompletnie nie rozumiał kontekstów, gubił się, nie wiedział co powiedzieć, przechodził katusze. Zrobiło mi się go żal. Przykro było patrzeć i słuchać. Nie dooglądałem do końca. Mam więc pytanie: dlaczego, po co Bogusław Kaczyński dał się zaprosić do tego programu? Czy był tak nieświadom, co go czeka? Czy potrzebował podkręcenia swojej, niszowej jednak, ale celebryckości? Jak się później dowiedziałem, do Wojewódzkiego jak w dym przychodzą inni nietuzinkowi ludzie, celebryci w swoich zawodach, ale jest to wąska celebryckosć, np. profesorowie. Przecież, gdy profesor X pojawi się u Wojewódzkiego, to ani nie przybędzie mu celebryckości, ani gawiedź (widzowie) nie rzuci się na książki uczonego. Czyli jaki motyw? Łechtanie własnego ego? Ale kosztem zniżenia się do niepokojącego poziomu. Mam więc sugestię-zamówienie dla Małgosi: napisz, proszę, ciąg dalszy „Czasu celebrytów” o skutkach mediatyzacji życia. Mam dobry tytuł: „Cień celebrytów. Skutki mediatyzacji życia publicznego”. Z naciskiem na psychologiczne aspekty obniżania poziomu życia społecznego przez celebrycki prymitywizm.


Środa, 26.06 – Bezrobotna hołota


Teoretyczne bezrobocie w Polsce wynosi 14 proc, co daje liczbę 2,2 miliona. A praktycznie? Trudno nawet oszacować. To jedna strona medalu. Druga – chroniczny brak rąk do pracy. Podkreślam: rąk do konkretnej, wykwalifikowanej pracy (niebieskie kołnierzyki), a nie bezmózgich białych kołnierzyków. Boom edukacyjny ostatnich lat wyprodukował w prywatnych „uczelniach” rzesze obiboków w nikomu niepotrzebnych zawodach. Piarowcy to dobry przykład. Namnożyło się ich jak bezpańskich psów. Z reguły są to ludzie po licencjatach, czyli kompletne nieuki. I ci mają pretensje do Tuska (nie ciesz się, prezesie Kaczyński), że nie daje im pracy. A za co i po co? – pytam. Garkotłuki niech idą do garkuchni na zmywaki. Z codziennej autopsji wiem, doświadczam, jakie prymitywy pracują w działach PR. Mam na myśli kwalifikacje zawodowe i osobiste. Jeśli ktoś wychowywał się w chamskiej rodzinie, to i szkoła go nie nauczy kultury osobistej. Telewizja tym bardziej, w którą tak namiętnie się wgapia. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Podam tylko jeden przykład nieprofesjonalizmu: nieodpowiadanie ma maile. Jest to klasyczne, elementarne prostactwo. Chamstwo i bezmózgowie. Bo jeden (jedna) z drugim (drugą) nie pomyśli, ile czasu, prób i energii traci się, żeby uzyskać choćby krótką odpowiedź: nie jestem zainteresowany (zainteresowana). Hołota nie ma szacunku do siebie, to i nie można oczekiwać nadobnego dla bliźniego, choćby tylko biznesowego.


Wtorek, 25.06 – A jednak…


Demony przeszłości mają to do siebie, że objawiają się w najmniej oczekiwanych momentach. Dopadły one wielu znanych ludzi. Ostatnio prof. Zygmunta Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim. Narodowcy, którzy wtargnęli na wykład profesora krzyczeli, żeby się wynosił. Ten skandaliczny wybryk miał dwa podłoża. Pierwsze – antysemickie, Bauman pochodzi z rodziny polsko-żydowskiej. Drugie – antykomunistyczne. O pochodzeniu profesora wiedziałem i w niczym nie umniejszało to mojego stosunku do człowieka i jego dorobku. Natomiast nie miałem żadnej wiedzy na temat przeszłości Baumana. Okazuje się, że w 1943 r. został zmobilizowany do milicji w Moskwie, walczył w 4 Dywizji Kościuszkowskiej. W 1945 r. został wcielony do najgorszej z możliwych instytucji represji komunistycznych – Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (później przemianowanego na US i SB), w którym służył do 1953 roku (rok śmierci Stalina). Później pracował na Uniwersytecie Warszawskim, w 1968 roku wyemigrował do Izraela, następnie do USA oraz do Wielkiej Brytanii (Leeds). Do niesławnej przeszłości przyznał się w wywiadzie dla tygodnika „Ozon”, krótkotrwałej, niskonakładowej efemerydy wydawanej przez Janusza Palikota. Nie znam treści wywiadu, ale obawiam się, że Bauman nie powiedział wszystkiego, co robił i czym przez osiem lat zajmował się w KBW. Czy śledził obywateli? Czy ma ich krew na rękach? Służba w morderczej formacji nie dyskwalifikuje Baumana jako naukowca. Jest jednak dużą rysą na jego człowieczej godności. Nie można powiedzieć, że w młodości był człowiekiem odważnym. Wybitnym socjologiem pozostanie, a jednak…


Poniedziałek, 24.06 – Docześnie i wiecznie


Mam takie marzenie, żeby politycy ponosili dożywotnią i pośmiertną odpowiedzialność za swoje decyzje. Pozwoliłoby to wyborcom na lepsze zapamiętanie i zorientowanie się, który polityk (oraz jego ugrupowanie) zrobił coś dla społeczeństwa dobrego, a który złego. Jak bowiem wiadomo, politycy za swoje decyzje nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Oburzą się: jak to, ponosimy odpowiedzialność polityczną? Śmiechu warte! Polityczną – znaczy żadną. Jeśli zostaną odwołani jako szkodnicy z jednego stanowiska, to wypłyną na innym. Swojakom nie daje się zginąć. A w natłoku informacji obywatel zapomina o przewinieniu. Tak sobie pomyślałem, jadąc po nieziemskich wertepach „gierkówką” z Bielska-Białej do Warszawy. Nie dość, że na prawym pasie łata na łacie, to jeszcze dziury. Nagminne ograniczenia prędkości do 70 km, to o wiele za dużo. Powinno być 10 na godzinę. Obywatele obdarzeni wybitną pamięcią wiedzą, że jedyną drogę dwupasmową w Polsce na długim odcinku ponad 350 km wybudował Edward Gierek i jego PZPR. Dzisiaj rządzi PO i w tym czasie bardzo udatnie wyremontowano ponad stukilometrowy odcinek, przy okazji likwidując las radarów. Tak, jak można zapomnieć, komu zawdzięczamy dojazd na Górny Śląsk, tak zapomnimy, kto unowocześnił wspomniany odcinek. A gdyby tak dożywotnią odpowiedzialność (z konsekwencjami dbania) przypisać spadkobierczyni PZPR, czyli SLD i jej wiernym wyznawcom Kwaśniewskimu, Millerowi i Oleksemu, za to co zrobili ich ojcowie-założyciele? Dlaczego obywatele podróżujący w tę i nazad po wertepach Gierka mają psioczyć na Tuska? Należy co 50 km wystawić przydrożne tablice informacyjne w stylu: „Jedziesz po wiekopomnym dziele PZPR. Książka skargi i wniosków u spadkobierców w SLD”.


Piątek, 21.06 – Polacy w Bolandzie


Fajny burdel śmieciowy gotuje nam Unia Europejska. Będzie brudno, oszustnie, donosicielsko. Zapewne nie utoniemy w śmieciach, ale otworzą się nowe pola do socjologicznych przyśmietnikowych obserwacji zachowań społecznych. Rozpocznie się proces donosicielskiej segregacji odpadów. Śledzeni będą ci, którzy zadeklarowali segregację, żeby płacić mniej, ale kantują. Taka staropolska natura i nic się na nią nie poradzi. Postuluję utworzenie sąsiedzkich trójek donosicielskich, które utworzą mobilne lub stacjonarne brygady obywatelskiej milicji śmieciowej monitorującej odpadkowe szlaki. Pomocny będzie monitoring. Powyższe napisałem żartem, chociaż…? W Warszawie pracuje aż 81 firm odbierających śmieci od mieszkańców. Większość z nich wozi śmieci na tradycyjne wysypiska lub do lasów. Jedynie prywatna, rodzinna firma BYŚ, zainwestowała 75 mln złotych (połowę dofinansowała Bruksela) w najnowocześniejszą w naszej części Europy sortownię odpadów. Pracuje ona na pół mocy. Brakuje surowca! Dlaczego? BYŚ ma ceny wyższe od pozostałych śmieciowych graczy. A w stolicy liczy się przede wszystkim taniość. I tak nowoczesność przegrywa z siermiężnością. Łazienka z wychodkiem. Już kiedyś napisałem, że segregacja odpadów może się udać w Bolandzie za 100, a może więcej, lat. Polak potrafi! Kombinować w myśl zasady: po mnie choćby potop.




Czwartek, 20.06 – Dobranoc, dziadki


To sensacyjna analiza! Dobranocek w TVP1 o godz. 19 wcale nie oglądały dziatki, tylko… dziadki. Tak wyszło z badań Juliuszowi Braunowi, prezesowi publicznej TV. A mnie to nie dziwi. Im człowiek starszy, tym bardziej potrzebuje spokoju i wyciszenia przed esencją nerwowych wydarzeń parzonych w Wiadomościach o 19:30. Taki zrelaksowany umysłowo dziadek z babcią być może więcej zrozumieją z zawiłości sączonych w wieczornym dzienniku, jeśli wcześniej zobaczą… No właśnie? Co się teraz pokazuje dziatkom-dziadkom? Nie wiem. Jeszcze nie dorosłem. A dobranocki będą przeniesione do TVP ABC. Czy ktoś słyszał o takim kanale?


Środa, 19.06 – Niemęskość


Kobiety narzekają, że nie spotykają mężczyzn, a jedynie krótkotrwałych bawidamków. Trudno przecież o jakimś mydłku powiedzieć: partner czy kochanek. Ani ten, ani tamten. Któż więc zacz? Człowieczek płci na oko męskiej. Synek mamusi. Niedorajda. Płaczek (podobno u kobiet w cenie). Brak męskości wśród dzisiejszych trzydziestolatków mnie nie dziwi. A ów pochopny wniosek wyciągam z pobieżnych i wyrywkowych spostrzeżeń terenowych. Często widzę osobników o męskich kształtach, którzy palą e-papierosy. Czy to jest nawyk męski? Oczywiście, że nie. Mężczyzna powinien palić prawdziwe szlugi, albo wcale. Widuję też osobników palących co prawda papierosy, ale light lub cieniutkie, damskie, w małych, dziewczęcych opakowaniach. Czy takie pali mężczyzna? Gdzie ci mężczyźni (pani Danuto Rinn), którzy palą mocne papierosy i piją wódkę pięćdziesiątkami – jak za mojego czasu wkraczania w dorosłość? Kto dzisiaj wypiłby pięćdziesiątkę ciepłej „Bałtyckiej” czy „Czystej” (tej z czerwoną kartką) bez zagrychy lub popitki? Nie ma takich chojraków. A my byliśmy (kto pamięta, koleżanki i koledzy?). Przez te niedzisiejsze wspomnienia nie chcę imputować, że prawdziwy mężczyzna chleje gorzałę i pali mocne. Nie, prawdziwy może nie pić i nie palić. Chodzi jednak o pewien styl męskości, który bezpowrotnie uwiądł. Pozostają związki partnerskie tej samej lub innej płci. Adam Mickiewicz, gdy zawiódł się na kobietach, zabrał się za Pana Tadeusza. Pardon za przypomnienie tej prostej, nie mojej, sentencji.


Wtorek, 18.06 – Szkoda czasu


Coś mi się widzi, że fala kulminacyjna owczego pędu do powszechnego gotowania już minęła. Ale gotowaniomania nadal utrzymuje się w strefie stanów wysokich. Lud pracujący wgapia się w różnej maści prawdziwych oraz pseudo kucharzy i główkuje: po co tyle zachodu? Ile kosztują takie kulinarne ekstrawagancje? Mniemam, iż sporej grupy teleoglądaczy nie stać na demonstrowaną wyrafinowaną kuchnię, ani też nie mają oni ochoty godzinami przy garach stać. To jedno, a drugie to celebracja wygotowanego jedzenia. Kuchcikowie zalecają rozkoszowanie się jadłem bez pośpiechu, przez wiele godzin. I na taką radę lud również przeciera oczy z niedowierzania. No bo jak długo można przeżuwać ziemniaki ze zsiadłym mlekiem (na marginesie: wyśmienite made in Bieluch)? I jaką intelektualnie zapładniającą konwersację prowadzić, gdy cały czas gra telewizor? A może szkoda czasu na długotrwałe gotowanie i jedzenie? Takie pytanie mogliby zadać konsumenci parający się intensywną pracą intelektu. Czyż bowiem można sobie wyobrazić maniaka nauki, zwanego profesorem, który godzinami pichci i biesiaduje zamiast czytać, myśleć i coś skrobnąć? Trudno. Jeśli takich ludzi będzie mniejszość, to staniemy się narodem bezmózgich obżartuchów. To dobrze, czy źle?


Poniedziałek, 17.06 – Sztuka redagowania


Tylko praktyka czyni mistrza. Powtarzanie utrwala w pamięci. Ostatnio dobrym przykładem błysnęła „Gazeta Wyborcza”. W piątkowym wydaniu zamieszczono korespondencję z Rosji Wacława Radziwinowicza o „egzaminie dojrzałości pełnym kantów”. Dzień później, w sobotę, ten sam tekst ukazał się pod nieco zmienionym tytułem o „egzaminie dojrzałości z kantowania”. W pierwszej chwili pomyślałem, że goniący w piętkę z przepracowania redaktorzy nie zauważyli, że makietują ten sam tekst. Jednak nie. Tekst został dość nieudolnie przeredagowany. Zmieniono kolejność zdań, dodano kilka nowych, ale zdecydowana większość została przepisana toćka w toćkę. Nie podejrzewam redaktora Radziwinowicza, że to jego chytra robota na podwójną wierszówkę za ten sam wysiłek intelektualny. Więc to dzieło redakcji z ulicy Czerskiej. Morał: ludzie Michnika pomyśleli, że czytelnicy „GW” to matoły, którym dzień po dniu wystarczy zmienić kolejność zdań w takim samym tekście, a oni się na tym nie zorientują. Albo mają krótką pamięć. Albo nie czytają ze zrozumieniem. Albo powinni sobie utrwalić ważkie treści. Albo co?


Piątek, 14.06 – Interpretacje


Krzysztof Skowroński, zdolny i dobry dziennikarz, zapisał się ze swoim radiem internetowym Wnet do PiS, podkreślając swoją i radia niezależność. Nawet przez chwilę miałem ochotę sprawdzić w Słowniku Języka Polskiego (wydanym drukiem) znaczenie słowa, ale porzuciłem tę bezmyślność. Pamiętam redaktora Skowrońskiego jako błyskotliwego dziennikarza i szefa m.in. radiowej Trójki. Dzisiaj jest prezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Nie ukrywa sympatii, a może nawet uzależnienia, od PiS, czemu dawał kilkakrotnie wyraz. Co do radia, prywatnego biznesu Skowrońskiego, to może on przyjmować pieniądze nawet od ABW czy CIA i loga tych instytucji wstawić do winiety. Jednak jako prezes SDP uczynił ze stowarzyszenia, organizacji zawodowej dziennikarzy przecież, przybudówkę partii Kaczyńskiego. Doprowadził do podziałów ideowych w zrzeszonym środowisku. Przypomnę: przed wprowadzeniem stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku działało jedno stowarzyszenie dziennikarzy, właśnie SDP. Dowodzona przez Jaruzelskiego WRON-a (Wojskowa Rada „Ocalenia” Narodowego – w cudzysłów wziąłem to oszustwo) zlikwidowała SDP i powołała reżimowe SDRP (Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej – ponoć istnieje do dziś). Dzisiejszy podział dokonany przez Skowrońskiego może doprowadzić do utworzenia nowego kuriozum w postaci frakcji SDP Coś Tam. Można też cierpliwie czekać do walnego zgromadzenia i usunąć Skowrońskiego. I na zakończenie, jak Skowroński usprawiedliwia przyjęcie 143 tys. zł dotacji z PiS (cytuję za stroną internetową SDP). Otóż, twierdzi, że „Radio Wnet jest firmą prywatną, komercyjną świadczącą rozmaite usługi na rzecz różnych podmiotów”. Jego radio uczestniczy w „budowaniu mediów niezależnych, wolnych i opartych na wartościach”. A SDP to „niezależne stowarzyszenie działające na rzecz wolnych mediów w Polsce”. Oto, jak rozbieżne mogą być interpretacje jednoznacznych słów.


Czwartek, 13.06 – Wolny wybór


Za dwa lata Unia Europejska i Stany Zjednoczone mają znieść bariery handlowe. Powstanie największy rynek na świecie. Cieszą się przedsiębiorcy, martwią twórcy. Wyrobników sztuki niepokoi zalew kultury amerykańskiej, osobliwie niższej kategorii, dla gawiedzi. W tym zalewie znikną niezauważone dzieła europejskiego artyzmu. Czyżby? Przecież niskie gusta nigdy nie pochylą się nad myślącą sztuką i wybiorą coś skrojonego do ich poziomu. Ci będą oglądali filmy, dajmy na to, ze Stevenem Segalem. Inni, zapewne mniejszość, chętnie i ze zrozumieniem zanurzy się w „Syrianie”, że wspomnę wczorajszy (powtórzony w TVN7) znakomity film o wielowątkowym uwikłaniu Amerykanów w politykę i ropę naftową na Bliskim Wschodzie. OK, powie ktoś, że „Syriana”, to żadna wysoka kultura. Tak, ale ten film pokazuje przez dwie godziny zawiłe obrazy, o których nie wiemy na co dzień, a co najwyżej się domyślamy. Kino amerykańskie więcej zrobiło dla demokracji niż dziesiątki ruchów i stowarzyszeń o nią walczących. Filmy europejskie niezwykle rzadko pokazują tak brudną i skomplikowaną politykę, jak to robią Amerykanie (bo mają przykłady ze swojego podwórka i rzeszę zdolnych scenarzystów, tudzież reżyserów). W Polsce takich nie uświadczysz. I nie ma co się obawiać nasilonej amerykanizacji. Kto będzie chciał, to z tej możliwości skorzysta. Wolny wybór.


Środa, 12.06 – Bohater czy zdrajca?


Nie sposób ustrzec się przed zdrajcami. Nie pomogą wywiady, prześwietlenia, wywęszanie, ani wariografy. Czarne owce potrafią się ukryć. Bywa też, że przepoczwarzają się w trakcie. Mieliśmy Juliana Assange`a, Charlesa Manninga, a teraz fascynujemy się Edwardem Snowdenem. Ten ostatni wykradł tajemnice amerykańskiej inwigilacji obywateli i cudzoziemców. Assange (to ten od Wikileaks) i Snowden ukrywają się. Manning siedzi w więzieniu i grozi mu dożywocie za upublicznienie tajnych informacji wojskowych. Dla jednych to zdrajcy, choć działający z pobudek patriotycznych, dla drugich – bohaterowie. W RP też mamy nieco podobny dylemat. Czy płk Ryszard Kukliński to bohater narodowy czy sprzeniewierzeniec, bezczeszczyciel munduru Ludowego Wojska Polskiego? Żadna z tych wątpliwości nigdy nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięta.


Wtorek, 11.06 – Antylobbing


Co jakiś czas przedsiębiorcy usiłują przebić się do świadomości polityków, żeby im pomogli robić interesy w świecie. Jak grochem o ścianę. Jednym słowem – mają na myśli lobbing spraw polskich, czyli gospodarczych. Bo kogo obchodzi, co słyszymy i czytamy w relacjach, że premier lub prezydent rozmawiali gdzieś tam o sytuacji politycznej w Syrii czy na Bałkanach? Wolelibyśmy dowiedzieć się, co załatwili w sprawach gospodarczych. Już nie wspomnę o nieszczęsnej Ewie Kopacz, która kilka dni temu „szeptała” Chińczykom o prawach człowieka. Cały świat zachodni wykorzystuje prezydentów, premierów i ambasadorów do jawnego lobbowania w sprawach swoich krajów i przedsiębiorczych obywateli. Tylko nasi politycy – nie. Boją się związków z biznesem, bo zaraz zostaną posądzenie i stronniczość i korupcję. Oczywiście, premier czy prezydent nie może za granicą popierać małego zakładu szewskiego, w którym żona kupuje buty, bo będzie to nepotyzm, ale może wstawić się za branżą obuwniczą. Premier Tusk był niedawno w Nigerii. I co tam załatwił? Dokładnie nie wiadomo. A przecież tambylcy, ze względu na klimat, chodzą w sandałach, klapkach i innych przewiewnych łapciach. A u nas ci takich produktów dostatek. Już powinny wypływać z Gdyni statki z sandałami. Skoro nie wypłynęły, to można przypuszczać, że Tusk poruszył z prezydentem Nigerii niezwykle istotny dla Polski problem izraelsko-irański.


Poniedziałek, 10.06 – Inwigilować!


Lamentują w Ameryce, że prezydent Obama podsłuchuje Bogu ducha winnych obywateli i kontaktujących się z nimi cudzoziemców. A jak po 11 września 2001 roku administracja ma zapewniać bezpieczeństwo? Że poprawka do konstytucji USA zabrania nieuzasadnionych ingerencji w życie prywatne? OK, ale poprawkę uchwalano, kiedy o tak masowym terroryzmie nikt nawet nie śnił. Obrońcom prywatności amerykańskiej nie podoba się również Patriot Act, wprowadzony po zamachach sprzed 12 lat, a dający służbom możliwość inwigilowania zachowań obywateli. Obrońcy, choć wiedzą, że wystawiają się na pośmiewisko, muszą przeciwko czemuś występować, żeby utrzymać się na powierzchni życia społecznego. A może obrońcy doradzą, jakimi metodami w dzisiejszym zalewie informacyjnym wyłapać potencjalnych terrorystów? Prosząc milusińskich ich o ujawnienie zamiarów? A gdyby wydarzył się kolejny „wrzesień 2001”, to co obrońcy by powiedzieli? Na pewno, że rząd nie zapewnił obywatelom bezpieczeństwa. A jakimi środkami miałby to zrobić? – ponówmy pytanie.


Piątek, 7.06 – Skąpstwo ukarane


Ilekroć płacę za zakupy w takim, dajmy na to, Leclercu, ubolewam w cichości nad biednym losem kasjerek. Albowiem smutek maluje się na ich twarzach. Nie, nie umęczonych, lecz zrezygnowanych karą, jaką wykonują skanując i inkasując. Zapewne nie miały możliwości innego wyboru zawodu. A gdyby zarabiały więcej, wystarczająco na ich potrzeby? To jaki wyraz oddawałyby ich oblicza? Tego nie wie nikt i prędko nie sprawdzi. Chociaż… Przykład może przyjść ze Stanów. Tamtejsza największa sieć supermarketów, Walmart, może zostać ukarana za skąpstwo wobec dwóch milionów swoich pracowników, którzy zarabiają na granicy egzystencji. Natomiast rodzina Waltonów, właścicieli sieci, to miliarderzy. Protest zaczął się w Kalifornii. Biednych walmartowych sprzedawców nie stać na ubezpieczenia zdrowotne i koszty ich leczenia pokrywane są z budżetu stanowego, czyli składają się na to wszyscy obywatele. I powiedzieli – dość! Stanowy parlament przygotowuje prawo zmuszające Walmart do zapłacenia kary za obciążającego stanowy budżet pracownika marketu. Jeszcze nie wiadomo, czy Walmartowi bardziej będzie się kalkulowało płacić kary, czy podnieść pensję pracownikom. Ale ferment już się zaczął.


Czwartek, 6.06 – V kolumna


Gdy polityk nie ma nic do powiedzenia, a media nie mają już kogo wywiadować, to klepie znane od dawna – nie przez siebie wymyślone – bzdury. Tak właśnie zabełkotał Bogdan Borusewicz względem Polski w strefie euro. Nie pytany sam zadeklarował, że jest zwolennikiem „jak najszybszego” przyjęcia euro. Albo marszałek Senatu ma jakąś wiedzę tajemną, albo nie wie o czym mówi. Raczej to drugie. Na szczęście, nasza niewydolność gospodarcza uniemożliwiła nam znalezienie się w pierwszej grupie „euroszczęśliwców”, bo dzisiaj dzielilibyśmy się solidarnie kryzysem. Po drugie, zanim zmienimy konstytucję i dostosujemy ekonomię minie co najmniej pięć lat. Dla Borusewicza to za długo. Jest impregnowany na społeczne obawy i opinie ekspertów. Mało tego, zachowuje się jak dywersant, owa V kolumna, w szeregach PO, zniechęcając wyborców do tej partii. Jakich mamy polityków, takie mamy media. A może odwrotnie.


Środa, 5.06 – Szept głupoty


Strzelanie gaf jest wręcz przywilejem polityków jak świat długi i szeroki. Pamiętamy wpadki Lecha Wałęsy, George`a W. Busha czy Nicolasa Sarkozy. Dzisiaj mamy Ewę Kopacz na starcie jej wizyty w Chinach 4 czerwca. U nas to dzień zwycięstwa nad komunizmem, a u nich to rocznica masakry na Placu Niebiańskiego Spokoju. Pół świata i trzy czwarte polskich publicystów skrytykowało termin wizyty. Nie byłoby wielkiej afery, gdyby nie pani marszałek Sekmu RP, która stwierdziła, że tego dnia będzie gospodarzom „szeptać o prawach człowieka”. To dopiero bzdurne usprawiedliwienie. Kopacz zrobiłaby lepiej siedząc cicho. Niech prawami człowieka w świecie zajmują się bogaci, którym nikt nie podskoczy, a nie biedni (jak Polska), którzy tylko mogą stracić. Mądrzy, czyli dwulicowi, politycy tam gdzie widzą interesy, prawa człowieka chowają do szuflady. Tylko biedna, honorowa Polska będzie walczyć za wolność naszą i waszą, przegrywając ważne narodowe interesy.


Wtorek, 4.06 – Święto Mleka


Świąt ci u nas nie tylko dostatek, ale i nadmiar. To dobrze. Od przybytku głowa nie boli. W minioną niedzielę w Garwolinie po raz trzeci celebrowano Święto Mleka i jego przetworów. I ja tam byłem, herbatę i sernik zdegustowałem, jednak mleka nie piłem, a było hojnie rozdawane dziatkom i dziadkom. Impreza na Zarzeczu miała się rozpocząć o godzinie 15. Pięć minut przed terminem gości było mało. Nagle, niepełne pięć minut po wyznaczonym czasie zbiórki, zrobiło się tłumnie. Garwolinianie są niezwykle punktualni. Świętowanie picia mleka skierowane było głównie do dziatwy (wiadomo, od maleńkości należy kształtować dobre nawyki żywieniowe), ale i dorośli znaleźli dla siebie rozrywkę obserwując choćby swoje pociechy biorące udział w różnych konkursach. A mogli się też wzmocnić pieczystym z rożna i popić piwem lub innymi napojami. Pomysłodawcą, tego ważnego dla lokalnej społeczności święta, i organizatorem była Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Garwolinie. I jeszcze jedno. W Tesco, przy wyjeździe z miasta w kierunku Warszawy, zauważyłem tylko jeden rodzaj sera z OSM Garwolin. Po świętowaniu trzeba wziąć się do pracy.


Poniedziałek, 3.06 – Wymuszanie


Dzisiejszy człowiek, chcąc nie chcąc, musi ćwiczyć pamięć. Jeśli nie, to wpadnie w tarapaty. Weźmy taki przykład. W telefonie komórkowym wyczerpuje się bateria. Chcemy pilnie zatelefonować. Nie pamiętamy numeru. Nie mamy go też zapisanego, bo kto dziś używa pisanych notatników telefonicznych? A gdybyśmy ćwiczyli szare komórki, to chociaż kilka numerów spamiętalibyśmy. Idźmy dalej. Ile PIN-ów musimy mieć zakodowanych w łepetynie? Niech każdy sobie w myślach policzy. Nie pamiętamy, a musimy korzystać, więc zapisujemy. Gratka dla złodziei. Znajoma otrzymała od Orange w prezencie-niespodziance (nie zamawiała!) iPada. Musiała kurierowi zapłacić złotówkę brutto, na co ma fakturę. IPad ma niskie parametry, ale robi co może, aby połączyć się z Internetem. Czasami mu się to udaje. Jest jednak dylemat: mojej znajomej taki gadżet nie jest potrzebny. Co zrobić? Sprzedać? Kto go kupi? Nikt. Zatrzymać? Tak, i nie korzystać. Postanowiła więc zakupić futerał-oprawę, żeby nie niszczał w pudełku. W sklepie Saturn taki ochraniacz kosztuje 159 złotych. Ot, kolejny dylemat. Obrastamy w przedmioty, których nie potrzebujemy. Okazuje się, że nawet wbrew własnej woli.

W wydaniu nr 139, czerwiec 2013 również

  1. PROGRAM SZKOŁY LIDERÓW

    Nauka wywierania wpływu - 25.06
  2. LUDZI BRAK

    A roboty huk! - 25.06
  3. R`N`R WIECZNIE ŻYWY

    Paul McCartney daje zarobić - 24.06
  4. PARKOWANIE W WEEKENDY

    Płacić, ale mądrze - 20.06
  5. INTERPRETACJE Z OXFORDU

    Leadership to więcej niż management - 20.06
  6. KONFEDERACJA LEWIATAN

    Sprzedaż detaliczna - 25.06
  7. NIE OD RAZU KRAKÓW ZBUDOWANO

    Studium problemów - 19.06
  8. ZAMÓWIENIA PUBLICZNE

    Tylko dla wytrwałych - 18.06
  9. POZNAJ DOBRĄ ŻYWNOŚĆ

    Bieluch na pikniku - 15.06
  10. SZARA STREFA

    Scigać, czy nie ścigać? - 14.06
  11. EMERYT W OFE

    Dobrowolność walczy z przymusem - 15.06
  12. MARK ROTHKO W POLSCE

    Obrazy warte miliony - 12.06
  13. PODRÓŻE SMAKUJĄ

    Król marcepan - 12.06
  14. CEGŁA DO CEGŁY

    Dobry czas na budowę domów - 10.06
  15. ENERGETYKA W UNII EUROPEJSKIEJ

    Litwa energetyczną wyspą - 6.06
  16. SAMOCHÓD ELEKTRYCZNY

    Kurs Tesla Motors bije rekordy - 6.06
  17. WINDSOROWIE DAJĄ ZAROBIĆ

    Macallan The Queen`s Diamond Jubilee - 6.06
  18. KRONIKA BYWALCA

    To the Queen - 24.06
  19. RYNEK FARMACEUTYCZNY

    Powrót na ścieżkę wzrostu - 5.06
  20. NIE WSZYSTKO ZŁOTO CO SIĘ ŚWIECI

    LBMA kluczem do udanej inwestycji - 5.06
  21. ZAKAZ HANDLU W NIEDZIELE

    Główne grzechy na chłodno - 3.06
  22. POLSKA AGENCJA PRASOWA

    7 dni gospodarka - 3.06
  23. STABILNOŚĆ FINANSOWA

    Upaństwowienie długów - 3.06
  24. BILL COSBY:

    Mam 83 lata i jestem zmęczony - 3.06
  25. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 28.06 – Cyniczna zagrywka
  26. SZTUKA MANIPULACJI

    Skala czytelności wykrętu - 3.06
  27. SIŁA POLITYKI

    Azyl na równiku - 28.06
  28. I CO TERAZ?

    Jedno oświadczenie, jedna rada - 24.06
  29. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Trzy zardzewiałe okna na świat - 18.06
  30. LEKTURY DECYDENTA

    Czas celebrytów - 18.06
  31. ZAGROŻENIE DLA POLSKI

    Rosnący dług publiczny - 3.06
  32. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Szybkobiegacze monopoliści - 21.06